Wczoraj miałam rozmowę z Wiertką. Przed snem rozpłakała się i powiedziała, że nie chce umrzeć. Dopytywała się, co się z nią będzie działo po śmierci. Bo ona nie chce "nie być". I pytała mnie o to kilka razy. Chciała jakiejś zdecydowanej odpowiedzi.
Dla mnie, jako agnostyczki, to trudna rozmowa, bo nie chcę wejść w łatwiznę i tłumaczyć możliwością życia po śmierci. Sama miałam trudność z pocieszeniem jej. W końcu, odrzekłam, że czasami wierzymy, że nasz duch będzie gdzieś krążyć, a tak w ogóle to ona jest młoda i umrze za całą wieczność.
Wtedy zaczęła się zamartwiać, że ja niedługo umrę, bo przecież mam 40 lat :)
Z rozmów z innymi matkami widzę, że Wiertka nie jest jedyna. Takie pytania, płacze i strach dotykają dzieci w okolicach 7-8 roku życia.
Ja jednak mam pytanie, prośbę i to szczerą. Jak takie rozmowy przeprowadzają ateiści? Przecież tłumaczenie, że śmierć to ostateczny koniec, idziemy do grobu, takie strachy u dziecka potęguje. Jak to przeszło w waszych domach?